|

Młodzi Polacy w służbie na świecie

[vc_row][vc_column][vc_column_text]

„Już nie mogę się doczekać wyjazdu”- powtarza podekscytowana młoda chrześcijanka, kiedy z nią rozmawiam.

Kamila spędza tam każdą wolną chwilę, każde wakacje, ferie, przerwy w nauce. Na razie jest w liceum. W tym roku zdaje maturę. „Jak tylko zdam wyjeżdżam. Chcę tam studiować”. To nie tylko jej zdanie o Norweskiej Szkole Biblijnej. Wiele osób z Polski wybrało właśnie ten sposób nauki bądź służby dla Boga. „Można tam jechać tylko na wakacje jako wolontariusz, bądź na cały rok, jak kto woli.”- mówi mi w przerwie podczas zjazdu młodzieży. Po chwili otaczają nas inni. „Mówicie o Norwegii? Świetna sprawa”. Nagle okazuje się, że niektórzy już tam byli, bądź się wybierają. Wszyscy jednak są zachwyceni. Czym właściwie? Czy rzeczywiście jest coś niesamowitego w tej szkole, co odróżnia ją od innych?

Studia okazują się ciekawą propozycją. Możliwość dalszej współpracy na rzecz głoszenia ewangelii sprawia, że młodzi ludzie chętnie zostają tam na dłużej niż rok. Jest to jednak kosztowna sprawa. Za studia trzeba zapłacić, dlatego niektórzy korzystają z możliwości i spędzają kolejny rok na „odrobieniu kosztów”. Większość wybiera jednak krótkoterminowe zobowiązania w postaci wolontariatu. Płacą jedynie za przejazd (Bądź przelot, który przy wcześniejszym zarezerwowaniu biletu wynosi niecałe 200 zł w obie strony). Dokumenty składa się już w połowie marca (jeżeli chodzi o wolontariat wakacyjny). Szkoła zapewnia darmowe mieszkanie i wyżywienie. W zamian młodzież pracuje (w zależności od pory roku) w kuchni, obsłudze, sklepikach ze zdrową żywnością, przy sprzątaniu a nawet opiece nad roślinami (farmą, która należy do szkoły). Mogą uczestniczyć we wszystkich spotkaniach jakie się tam odbywają. Liczne zjazdy, inspirujące weekendy z mówcami z całego świata. Nawiązanie nowych znajomości z młodymi chrześcijanami z całego globu to już kwestia, której nie można wycenić. Młodzi ludzie dostają za swoją pracę skromne kieszonkowe. „Najczęściej dwa miesiące pracy starcza na zwrot kosztów przelotu, tego droższego biletu, ok. 600 złotych”- dodaje Kamila, która ma już wypróbowane różne wersje podróży do Norwegii. Jeżeli chodzi o studia jest to już kwestia zupełnie inna. Koszt rocznego studium jest bardzo wysoki, to 4-6 tysięcy euro. Marcin wyjechał do szkoły dzięki pomocy sponsora. Ktoś ofiarował opłacić kilku osobom naukę w Norweskiej Szkole Biblijnej. Nauka dotyczy nie tylko kwestii biblijnych, ale także zasad zdrowia oraz przygotowania do szkolenia misyjnego np. w Afryce. Szkolenie na Czarnym Lądzie trwa dwa miesiące. Młodzież odwiedza wioski i prowadzi spotkania misyjne pod opieką instruktorów. Każde spotkanie składa się z kilku części: to krótki wykład o kwestiach higieny osobistej, zdrowia, troszkę informacji o rolnictwie, budownictwie a następnie pieśni i Słowo Boże. Wielką szkodę wyrządza się tamtejszej ludności przyzwyczajając ją tylko do charytatywności, ciągłego „brania”. Dlatego młodzi misjonarze nie tylko głoszą, ale prowadzą szkolenia w zakresie rolnictwa i zdrowia. Razem z tamtejszą ludnością budują, pokazują, w jaki sposób wykonywać różne czynności. Podobnie, jeżeli chodzi o pracę na roli- nie jest to tylko rozdawanie biednym żywności, ale pokazywanie, w jaki sposób należy pracować, aby ją wyhodować. „Spędzaliśmy wiele godzin w polu. To nie była taka praca jak w Polsce- śmieje się Marcin- szło się przez pole za wołami”. Na pytanie czy nie przyszło mu ani razu do głowy, że ma skończone wyższe studia a teraz pracuje w Afryce, idąc za pługiem, który ciągną krowy, odpowiada zdecydowanie: „ Wszystkie te lata zamieniłbym na pracę tutaj, nawet z tymi krowami”. I rzeczywiście praca to niezwykła. Mogliśmy obejrzeć niektóre zdjęcia z pracy w Norwegii, szkolenia misyjnego w Afryce oraz usłyszeć liczne doświadczenia podczas prezentacji przedstawionej na tegorocznym Kampie w Zatoniu. To jednak nic w porównaniu z tym, co spotyka ich każdego dnia. Nie sposób wymienić wielu doświadczeń, niesamowitych przeżyć tych młodych ludzi nawet z samego pobytu w Afryce! Właśnie dzięki tym misjonarzom spełniły się wieloletnie modlitwy pewnej nauczycielki: „Modliła się wiele lat, aby Bóg wysłał misjonarzy do Afryki. Była jedyną Adwentystką, nikt jej nie wierzył, wyśmiewano się z niej. A ona chciała zanieść swojej rodzinie ewangelię Kiedy przybyliśmy do jej wioski nagle sytuacja się zmieniała. Ludzie zaczęli się interesować, inaczej do niej odnosić. Bóg wysłuchał jej modlitw”. Ewangelizacja rozwija się tam niezwykle szybko.

Niezwykle potrzebna jest praca zwłaszcza związana z kwestiami zdrowia. Większość chorób wynika z nieznajomości podstawowych zasad higieny. Jedna z misjonarek, podczas odwiedzania różnych wiosek, usłyszała potworny krzyk. Wydawało się wszystkim, że w niezwykle okrutny sposób mordowano jakieś zwierzę. Okazało się, że to płacze dziecko, które zostało poważnie poparzone( cała rączka i klatka piersiowa). Znachor kazał obłożyć poparzenia skórami zwierząt. Skóra zaczęła gnić a dziecko krzyczało i wyło z bólu. Szybko zdjęto skóry, przemyto rany. Zastosowano najprostsze metody dezynfekcji. Misjonarka pokazała matce dziecka w jaki sposób przemywać rany, robić okłady. Rączka, która prawie zrosła się z bokiem ciała nagle zaczynała się goić a dziecko powoli wracało do zdrowia. A wszystko to dzięki Bogu, który sprawił, że ta młoda misjonarka mogła się tam właśnie znaleźć. Wielu młodych ludzi marzy o tym, żeby choć rok swego życia poświęcić misji. Jednak nigdy nie będzie ich stać, aby opłacić rok nauki w takiej szkole. Staje się to możliwe tylko dzięki sponsorom, którzy widzą sens takiej pracy i jej owoce. Na nich spłynie błogosławieństwo, za to, czego w mocy Ducha Świętego dokonali dla innych ci młodzi misjonarze. To nie prawda, że młodzi ludzie nie chcą pracować. To, ze trzeba dać im szansę wie każdy. To jednak nie wystarczy. Musimy pomóc w jej realizacji! Choćby opłacając rok nauki w szkole misyjnej.

[/vc_column_text][vc_gallery type=”image_grid” images=”5448,5449,5450,5451,5452,5453,5454″][/vc_column][/vc_row]